Recenzja albumu: Richard Ashcroft? Organizacja Narodów Zjednoczonych Dźwięku

Recenzja albumu: Richard Ashcroft? Organizacja Narodów Zjednoczonych Dźwięku
Recenzja albumu: Richard Ashcroft? Organizacja Narodów Zjednoczonych Dźwięku
Anonim

Hej, patrz! To on z The Verve. Wiesz, zespół, który zmienił opinie narodu pełnego lagerów, aby otworzyć swoje emocje po usłyszeniu kawałka muzyki orkiestrowej z okładki Stones. Podczas gdy wszyscy jesteśmy pod względem różnorodności muzycznej i tym podobnych, irytująco zrobiło się bezsensowne śpiewanie na festiwalach i obudziliśmy tysiące, gdy kretyni śpiewali melodię po cichych wieczornych ulicach.

Po rozstaniu The Verve Richard Ashcroft postanowił samemu zrobić to samodzielnie i nagrywać płyty, które brzmiały jak The Verve, ale nigdy tam nie dotarły. Wyobraź sobie malucha próbującego chodzić, ale przewracającego się. Osiągnięcie prawie osiągnięte, ale niestety nie zadziałało. Chociaż wciąż lubiliśmy jego solowe rzeczy, ale zadowolilibyśmy się nim z czegokolwiek od X-Factor [Speak for yourself - Ed.]. Teraz wrócił po ironicznym zreformowaniu The Verve na nostalgiczne występy festiwalowe. Potem znów się rozdzielili. Hmm, domyślamy się, że Richard nigdy nie wie, co będzie dalej. Czy on nie jest szalony?

Podaj czerwoną syrenę i głośny, wrzeszczący dźwięk.

Z przyjemnością możemy poinformować, że nie jest to solowy album członka odnoszącego sukcesy zespołu indie, który poszedł na całość elektronicznie. Nie ma nic złego w najnowszych produkcjach Thoma Yorke'a i Kele (z Bloc Party), ale cokolwiek przypominającego klawiaturę Casio na solowym albumie Richarda Ashcroft brzmiałoby zupełnie nie na miejscu? trochę jak trzeźwy Paul Gasgoine. Powodem jest to, że nie jest związany z muzyką, która pochodzi z maszyn.

W rzeczywistości ten album Richarda Ashcroft zaskoczył nas. Oczywiście, założenia stały się lepsze od nas iz albumem zatytułowanym Organizacja Narodów Zjednoczonych Dźwięku; spodziewaliśmy się dziwnej kolekcji światowej muzyki, począwszy od tradycyjnej amazońskiej muzyki plemiennej, wciśniętej pomiędzy nagrania podwodnych rytuałów godowych krabów, by nieco dalej popychać eksperymenty.

Ale nie, to, co tutaj znajdujemy, jest albumem, który został naprawdę dobrze opracowany w studiach na całym świecie. Założenie, że zostało to zrobione w studiu sypialnym w Brixton, nie może być w ogóle brane. Od Los Angeles po Nowy Jork część tego procesu została podjęta tutaj. A ogólnie to, co daje album, to ciepłe uczucie prawdziwej pasji i płomienia.

Jednak z tą płytą pochodzi kilka aspektów elementów z lat dziewięćdziesiątych, które niektórzy mogą żałować.

Na torze Narodzić się na nowo wydaje się, że istnieje pewien punkt, w którym wokal zstępuje do pijanego festiwalowego krzyku, a Ashcroft próbuje nam przekazać, zachęcając ropeya śpiewać długo tam, gdzie nikt nie zawraca sobie głowy. Nakłanianie nas, byśmy prawie krzyczeli i kłaniali się z nagraniem, jest dziwne. Jednak zrobilibyśmy to po wielu kuflach super siły zagranicznego piwa.

Jedną z najbardziej ekscytujących części płyty jest użycie sekcji smyczkowej, która rozwija głębię procesu nagrywania. Praca z instrumentami nie jest tak łatwa jak wyrywanie gitary w kuchni podczas picia kawy. Do tego doszła prawdziwa myśl i troska i doceniamy wysiłki, które wytworzył Richard Ashcroft.

Czy to jest warte twoich pieniędzy? Tak, ponieważ dobrze znane brzmienia i styl Ashcroft wciąż świeci, ale początkowe obawy o instrumenty smyczkowe przez miłośników hardcore'owych indie spotkają się z melodiami rozgrzewającymi serce, które je wygrają.

Zalecana: